Kobiecość, w której żyję.
Spokojny wrześniowy dzień, dzieci bawię się w pokojach, a ja porządkuję kuchnię po śniadaniu. Słońce pada z ukosa na stół. Myję dzbanek na kawę, jej zapach rozchodzi się po całym domu. dodałam do niej dziś miodu i goździków, niech słodycz rozgrzeje krew. Kawa bulgocze i paruje, jak moje myśli, odganiam je niecierpliwie dłonią, jak odpędza się niechciany puszek topoli przywiany przez wiatr. Jednak te myśli wciąż wracają...w końcu siadam i piszę by je jakoś poukładać i włożyć do szuflady.... jestem kobietą..... jestem kobieca.... kobieta kobieca..... femina..... wagina...... victoria. Jak znaleźć swoje miejsce w tym świecie, w którym albo feministki wyją pod sejmem albo kobieta to ta, która nosi siaty... stoję gdzieś w rozkroku bo żadna ze mnie feministka ani kuchta. Dzisiejszy świat nie znajduje miejsca dla.....strażniczki.....strażniczki domowego ogniska, a właśnie tak siebie określam, gdy o tym mówię przez twarze rozmówców przebiega grymas rozbawienia i niedowierzania. Ale tak wła