Kawa z Wiedźmami.
Wczoraj w nocy obudził mnie dziwny dźwięk. Wysupłałam się z pościeli i wyjrzałam z pokoju. Zdziwiło mnie, że mąż nie słyszy tych hałasów. Zauważyłam zaskoczona, że ktoś jest na balkonie. Wyszłam na zewnątrz, patrzę, a na barierce siedzą w kucki trzy wiedźmy i śmieją się do mnie. Czy raczej chichoczą... Wciąż w szoku wykrztusiłam: co się tutaj dzieje? Kobiety zaśmiały się perliście: -Już myślałyśmy, że się nie obudzisz. Czekamy tu na ciebie(śmiech). -Po co? -Już czas-powiedziała ta o długich splątanych włosach. -Na co? -Na to-sękata, szczupła dłoń dotknęła mojego podbrzusza-przynieś kawę, bez kawy nic nie uradzimy. Na sztywnych nogach powędrowałam do kuchni, zaparzyłam mocną kawę miętową i w drżących rękach zaniosłam przybyłym wciąż myśląc, co ja do cholery robię, powinnam krzyczeć i spierniczać! Poszłam jednak do nich, może wiedziona podświadomym uczuciem, że to właśnie jest mi potrzebne. One nadal siedziały na poręczy, Bóg raczy wiedzieć na jakiej zasadzie utrzymując równowag...