Kawa z Wiedźmami.

Wczoraj w nocy obudził mnie dziwny dźwięk. Wysupłałam się z pościeli i wyjrzałam z pokoju. Zdziwiło mnie, że mąż nie słyszy tych hałasów.
Zauważyłam zaskoczona, że ktoś jest na balkonie. Wyszłam na zewnątrz, patrzę, a na barierce siedzą w kucki trzy wiedźmy i śmieją się do mnie. Czy raczej chichoczą...
Wciąż w szoku wykrztusiłam: co się tutaj dzieje? Kobiety zaśmiały się perliście:
-Już myślałyśmy, że się nie obudzisz. Czekamy tu na ciebie(śmiech).
-Po co?
-Już czas-powiedziała ta o długich splątanych włosach.
-Na co?
-Na to-sękata, szczupła dłoń dotknęła mojego podbrzusza-przynieś kawę, bez kawy nic nie uradzimy.
Na sztywnych nogach powędrowałam do kuchni, zaparzyłam mocną kawę miętową i w drżących rękach zaniosłam przybyłym wciąż myśląc, co ja do cholery robię, powinnam krzyczeć i spierniczać! Poszłam jednak do nich, może wiedziona podświadomym uczuciem, że to właśnie jest mi potrzebne.
One nadal siedziały na poręczy, Bóg raczy wiedzieć na jakiej zasadzie utrzymując równowagę.
Mruczały, niecierpliwie pijąc kawę, parząc przy tym usta. Noc była bezchmurna, powietrze rześkie choć ciepłe.
Druga wiedźma, ta z rudymi lokami, odezwała się pierwsza:
-Wiem, że się lękasz, o to dziecko, które masz mieć...
-Tak...nie wiem czy mogę je mieć...zaskoczona i jej i swoimi słowami upiłam kawy.
-Ten lęk nie służy ci, zostaw go dziś, tu...
-Kim jesteście, że wiecie to, o czym mówicie?
Kobiety spojrzały na siebie, zachichotały, jedna odrzuciła włosy do tyłu, płynnym kobiecym gestem.
Odpowiedziała trzecia, czarnowłosa i czarnooka, mroczna, spojrzała na mnie spod brwi
-Jesteśmy kobietami, które odpowiadają.
Ruda wyszeptała
-Zostaw dziś ten lęk, już czas, noc jest ciemna, ptaki go zabiorą, a ty już go więcej nie zobaczysz. Pora letnia jest już po przesileniu, gdy przyjdzie przesilenie zimą, upewnisz się w tym spokoju, który czujesz teraz i przekonasz tego tam(wskazała na śpiącego męża) by robił co do niego należy.
Spojrzałam na nią trochę urażona, że mówi tak o mojej miłości, ale wszystkie one nie wyglądały jakby chciały przejmować się konwenansami.
Położyłam dłoń na podbrzuszu, nieśmiało, trochę wystraszona. Czarna wiedźma momentalnie wypowiedziała jakąś niezrozumiałą sentencję, może zaklęcie, a ja poczułam się lekka...
Otworzyłam oczy, byłam sama, trzymając w ręce kawę, zastanawiałam się czy to był sen czy jawa. Oparłam się o barierkę i wdychałam nocny wiatr. Myśli szybowały w przyszłość.
Przypomniałam sobie zdanie, że sny to odpowiedzi na pytania, których boimy się zadać.
Wracając do domu, potknęłam się o trzy puste kubki po kawie...


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wrzesień...zanurzam się w międzyczasie...

Gdzie mieszka miłość?

Kobiecość, w której żyję.

Chudy pasztet :) czyli moje pierwsze kroki na poważnie;):)

Idę pod prąd...już podjęłam decyzję.

Branie w posiadanie...

Czerwonowłosa wiedźma...

Moje spotkanie z kobiecością

Życie w rozkwicie :)