Zapach miłości, zapach życia...
Wypuszczana łagodnie z ramion Morfeusza, zawijam się jeszcze w delikatność pościeli. Przytulam się do męża i zatapiana w ciepłym zapachu snu, piżmowym i słodkim, jak tajemnica, nie otwieram oczu, pozwalam by to uczuciu mnie porwało.
Otwieram szklane drzwi do ogrodu i boso wychodzę do rosarium. Świt. Róż nieba zlewa się z kwiatami, na skórze czuję mgłę. Jestem w czarownym miejscu, najbardziej kobiecym i tętniącym życiem, jakie kiedykolwiek widziałam. Mokra od rosy koszula oblepia ciało, a ja brnę w różaną dzicz, gąszcz, który nasyca mnie swoim zapachem, naznacza. Staję się arabską fiolką olejku różanego, kwintesencją mocy kwiatu, staję się różą. Odarta z materii stoję naga po środku odurzającej symfonii zapachu. Blask wschodzącego słońca oślepia, zmusza do zamknięcia oczu.
Budzę się. Czuję w ramionach moją dziecinę, otwieram oczy, a córeczka tuli się do mnie.
Jestem na tarasie, otoczona różami i zapadam się w słodki, waniliowy zapach córciowej główki, a mąż podkłada mi pod nos torebkę świeżo zmielonej kawy.
Zamknij oczy, zamknij, poczuj, jak pachnie życie...
Oj.. pogubiłam się w tych sensualistycznych-kobiecych metaforach.. za dużo pachnie:)Opisałas chyba zapach snu, a nie życia? No chyba, że to sen na jawie..:) Czekam na dalsze posty
OdpowiedzUsuńA kto powiedział, że wszystko ma być realne ;)
OdpowiedzUsuń